Objaśnienia Ewangelii na 20 niedzielę po Zesłaniu Ducha św.
(1) Podziwiaj Najsłodsze Serce Pana naszego
Jezusa, że choć nas musi nieraz smutkami nawiedzać,
to jednak umie i lubi w tych smutkach
nas pocieszać, a nawet hojnie je nam nagradzać,
byleśmy je uczciwie i należycie przyjmowali
i znosili. Otóż ten królik, to znaczy wielki
pan, choć bogaty i w szacunku u ludzi, jednak
nie jest wolny od smutku, bo niemasz kącika
bez krzyżyka. Zachorował temu królikowi syn,
ukochany i pieszczony, jak zwykle pańskie
dziecko, i chociaż choremu ani opieki ani lekarzy
i lekarstw nie brakło, przecież choroba się
wzmagała i «poczynał umierać». Lekarze już
zwątpili, a biednemu ojcu ze zmartwienia i żalu
mało serce nie pęka. W tem dochodzi go wieść,
że P. Jezus wraca z Jerozolimy i jest już w Kanie
Galilejskiej. Jakaś otucha wstępuje w zbolałe
serce ojca, wszak tyle był słyszał o potędze
i dobroci P. Jezusa, sam też na własne oczy
widział może niejeden cud Jego, tak że uwierzył
w Pana Jezusa, przynajmniej jako w Mesjasza
obiecanego, cudotwórcę i proroka od Boga
natchnionego. Miał też ufność w znanej
wszystkiem dobroci P. Jezusa. Teraz i na niego
przyszła potrzeba i to taka ciężka, że jeżeli P. Jezus jej nie zaradzi, to chyba niema na
nią ratunku. Ale On zaradzi! Więc nie zwlekając,
puszcza się w drogę do P. Jezusa. Widzisz
tutaj pierwszy pożytek ze zmartwienia
i cierpień idący, że zmuszają nas zbliżyć się do
P. Jezusa, według tego, co mówi przysłowie:
«Kiedy trwoga, to do Boga».
(2) «Prosił go, aby zstąpił, a uzdrowił syna jego,
bo poczynał umierać». Tak to już Bóg zrządził,
że rodzice dzieci swoje kochają, i dla ich dobra
zdobywają się na niezliczone wysiłki i starania.
Alboż mało tego, że matka dziecko w boleściach
zrodziła, mlekiem własnem karmiła,
we dnie i w nocy spokoju sobie nie dawała, że
ojciec dziesięć, a może dwadzieścia i więcej lat
na dziecko ciężko pracował i nieraz sam sobie
od ust odejmował, byle tylko dziecko wychować
i dobrą przyszłość mu zgotować. Jakżesz
mało za to doznają rodzice wdzięczności od
dzieci swoich. Owszem, nieraz bywa, że im więcej
rodzice dzieci swoje kochają i im dogadzają,
tem łatwiej dzieci tak przywykają do hojności
i usłużności rodziców, że zaczynają ją sobie
lekceważyć i domagają się od rodziców coraz
większej ofiarności, jakby oni wobec rodziców
wszelkie tylko prawa, a żadnych nie mieli
obowiązków. Nieraz bardzo wcześnie uczą się
dzieci zamiast słuchać rodziców, narzucać im
swoją wolę, zamiast przyjmować z pokorą
i wdzięcznością upomnienie rodzicielskie, łajać ich w oczy lub przynajmniej za oczy, utrudniać
i zatruwać im życie, zamiast im je ułatwiać
i osładzać. Skądże to pochodzi? Czasem
stąd, że rodzice nie przyuczali, jak byli powinni,
dzieci swojem słowem, przykładem, a w razie
potrzeby i rózgą do bojaźni Bożej i karności
Pańskiej. Czasem stąd, że za mało pilnowali,
z kim ich dzieci przestawają i od kogo uczą
się złego. Czasem wreszcie jest to kara Boża na
rodziców, że niegdyś swoim rodzicom źle się
wysługiwali, a niekiedy jednak jest w tem niezbadane
dopuszczenie Boże.
(3) «Prosił, aby zstąpił i uzdrowił syna jego», bo
jeszcze mało znał P. Jezusa i wszechmocność
Jego, i dlatego niejako na pół tylko wierzył
i nie przypuszczał, żeby Panu Bogu było równie
łatwo z daleka i jednym aktem woli, jak
z blizka i żywem słowem lub dotknięciem ręki
uzdrowić. Dlatego przygania P. Jezus temu
królikowi: «Jeśli znaków i cudów nie ujrzycie,
nie wierzycie». Słowa te stosują się do wielu
z nas, którzy też na pół tylko wierzymy, a to
nie dlatego, że nie widzieliśmy cudów, ale że
się nam nie chce gruntowniej i dokładniej
poznać P. Jezusa i Jego naukę. Ale zarazem
drugą korzyść odniósł ten królik z swego utrapienia,
tj. że P. Jezus go upomniał; a tę trzecią,
że usilniej jeszcze i goręcej prosi P. Jezusa i
modli się: «Panie zstąp pierwej, niż umrze syn mój».
(4) Pokora, z jaką przyjął upomnienie Pańskie, wytrwała modlitwa i ufność, jaką królik okazał, podobały się P. Jezusowi i sprawiły, że wysłuchał prośbę i rzekł: «Idź, syn twój żyw jest». Słowo P. Jezusa nigdy nie zawodzi, jest wszechmocne, w jednej chwili przebiega przestrzeń dzielącą Kanę Galilejską od Kafarnaum i od razu, bez lekarstw i zachodów, chorego najdoskonalej uzdrawia.
(5) «Uwierzył człowiek mowie, którą mu powiedział Jezus, i szedł. Uwierzył... i szedł». Obyś i ty chciał goręcej uwierzyć w Pana Jezusa utajonego w Przen. Sakramencie, a uwierzywszy, chciał iść do Niego w różnych utrapieniach ciała, serca i duszy twojej. O! wtedy prędzej i częściej doświadczyłbyś, jak dobry jest P. Jezus i jak umie i lubi pocieszać tych, których wzywa: «Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy pracujecie i jesteście obciążeni, a ja was ochłodzę». Uwierzył, bo rozumiał, że niepodobna, aby P. Jezus go kłamał albo zawiódł i za tą wiarą wstąpiła w serce jego zbolałe nietylko otucha, ale pewność i wesele wielkie, że syn, którego zostawił w domu konającego, w tej chwili zupełnie już wyzdrowiał. Jakże serdecznie i pełen rozrzewnienia i wdzięczności przypadł do stóp Pańskich i ucałował je. Pismo św. nic o tem nie wspomina, bo nie ma zwyczaju mówić o rzeczach, które się same przez się rozumieją.
(6) Dobrych widocznie i dbających szczerze
o pana swego sług miał ten królik, kiedy taki brali udział w jego pociechach i smutkach, że
pilno im było uwiadomić go, że już nie ma
powodu dalej się smucić, bo syn jego zdrów. Ale
i on widocznie uczciwym był panem dla sług
swoich; nie panoszy się ani nadyma, ale opowiada,
co widział, słyszał i sprawił u P. Jezusa,
i że o tej samej gadzinie, kiedy wyrzekł P. Jezus
w Kanie: «syn twój żyw jest», w Kafarnaum
nagle chory odzyskał zdrowie i siły; a królik
ów «sam uwierzył i wszystek dom jego». Szczęśliwyż
to dom, w którym państwo prawdziwie
po Bożemu dbają o dolę i niedolę sług i czeladki
swej i gdzie nawzajem sługi biorą serdeczny
udział we wszystkiem, co państwo ich cieszy
lub boli. Państwo, ich dzieci, czeladka i służba
według postanowienia Bożego powinni stanowić
jedną rodzinę, w której na pierwszem miejscu
jest wzajemna miłość i wzajemna szczera i serdeczna
życzliwość. Gdzie tej niedostaje, tam
się sprawdzają słowa św. Pawła Apostoła:
«Jeśli kto o swych, a najwięcej o domowych,
pieczy nie ma, zaprzał się wiary i jest gorszy,
niźli niewierny». Twarde i straszne to słowo, ale
prawdziwe, niech więc każdy wglądnie w swoje
sumienie i radzi o zbawieniu swojem, póki
jeszcze czas.
«Źródło: ks. H. Jackowski SI, Ewangelje niedzielne i świąteczne z objaśnieniami»