Objaśnienia Ewangelii na 5 niedzielę Wielkiego Postu

(1) Począwszy od tej niedzieli Postu zasłania Kościół św. aż do Wielkiego Piątku obrazy w ołtarzach i wszystkie wizerunki P. Jezusa ukrzyżowanego, żeby nas pobudzić do serdecznego współczucia nad męką Pańską, która w tych dniach powinniśmy rozważać, i do żalu za grzechy nasze, z których w tym wielkanocnym czasie mamy się spowiadać i już na dobre się ich pozbyć. Zarazem jednak to zakrywanie przed oczyma naszemi wizerunków P. Jezusa, ma być dla nas przypomnieniem i przestrogą, że co spotkało żydów i nas też spotkać może, tj., że jak P. Jezus zataił się przed żydami, tak i przed nami zataić się może, jeśli tak jak oni w grzechach zatwardzać się będziemy. Zatajenie się takie Pana Jezusa jest zarazem zaślepienie grzesznika i zawsze bywa zapowiedzią wiecznego potępienia. Powodem zaś tego strasznego zaślepienia, bywają najprzód grzechy przeciwko Duchowi Świętemu, po wtóre oddawanie się wszelkiej nieczystości, o którem mówi Pismo św.: «Udadzą myśli swoich, żeby się nawrócili do Boga swego, bo duch wszeteczeństw w pośrodku nich, a Pana nie poznali.» Trzecim zaś powodem zaślepienia, a zarazem już początkiem kary za upór w grzechach, jest zupełne zapomnienie na P. Boga, które sprawia, że niejeden ani w domu, ani w kościele, ani w powszedni dzień, ani w niedzielę, ani przy pracy, ani nawet przy modlitwie, słowem nigdy i nigdzie, nie pomyśli naprawdę i tak serio o P. Bogu. «Nie kładli Boga przed oczyma swemi.»

(2) Rozważ, jak czystym od grzechu każdego jest i czuje się P. Jezus, kiedy nawet do nieprzyjaciół swoich, którzy Go ustawicznie postrzegali i szpiegowali, bezpiecznie mówi: «Kto z was dowiedzie na Mnie grzechu?» a w szczególności jak nigdy nie uchybił prawdzie i prawdomówności. Sami nawet faryzeusze Mu to przyznali, mówiąc: «Nauczycielu, wiemy, iżeś jest prawdziwy i drogi Bożej w prawdzie nauczasz.» P. Jezus szczególnie kocha się w prawdzie i w szczerości, tak dalece, że Go nieczem łatwiej nie pozyskasz, jak dziecięcą prostotą i szczerością; a przeciwnie, świadczy Pismo św., że Bóg nienawidzi kłamcy i kłamstwa jego. Jakże jednak mało jest takich ludzi, którzyby nie kłamali, słowem, milczeniem, spojrzeniem, miną i gestem! Wszędzie blaga zamiast prawdy, blichtr zamiast złota, obłuda zamiast serdeczności, przyjaźni i życzliwego serca, wszędzie pełno fałszywych towarów, a najwięcej fałszywych serc, – a to pomiędzy chrześcijanami podobno w równej, a może i w większej mierze, co i pomiędzy żydami i poganami. Wglądnijże w siebie!

(3) Na podwójny zarzut, uczyniony im przez P. Jezusa, odpowiadają żydzi zelżywościami, a następnie i pogróżkami, jak ludzie, nie mający się czem od winy wymówić, a jednak do winy przyznać się nie chcący. W rzeczywistości zaś dlatego nie wierzyli prawdzie Bożej i słowa Bożego niechętnie słuchali, że ich ta prawda, jako niebędących z Boga, ani żyjących po Bożemu, kłuła w oczy, a słowo Boże pobudziło w nich wyrzuty sumienia, więc nie było im w smak. Tak samo dzieje się i za naszych czasów. Ludzie nie wierzą i wierzyć nie chcą, nie dlatego że przekonali się, jakoby Wiara św. była sprzeczna z prawdą, ale że nie chce im się zastosować w życiu i postępowaniu do zasad i przepisów tej Wiary. A nie chcąc narażać się na zarzuty ludzkie i wyrzuty sumienia, wolą wmawiać w siebie i drugich, iż nie wierzą; niby «przekonali się», że cała Wiara jest głupstwem i wymysłem ludzkim. Tak np. jest rzeczą doświadczoną, że ci najwięcej lubią wygadywać, iż nie ma piekła ani ognia wiecznego w piekle, którzy właśnie mają najwięcej powodów lękać się wiecznego potępienia za liczne i wielkie grzechy swoje. Nie lubią też słuchać słowa Bożego tacy, którzyby najwięcej tego potrzebowali, bo albo wcale nie znają świętej Wiary naszej, lub też nie wiele o niej wiedzą, wiedzą źle i niedokładnie, albo nie żyją tak, jak tego Wiara św. wymaga.
Ludzi poważnych, rozumnych a życzliwych nie chcieć słuchać, z pewnością jest rzeczą szkodliwą, jest zarozumiałością i lekkomyślnością, – Pana Boga zaś nie słuchać, jest już zaprzeczeniem wszystkich obowiązków, jakie człowiek ma względem Boga, bliźnich i samego siebie.

(4) P. Jezus obiecując, że jeżeli kto zachowa mowę Jego, ten śmierci nie ogląda na wieki, oczywiście mówi o śmierci wiecznej, czyli wiecznym potępieniu, nie zaś o śmierci doczesnej, jak to przekręcają faryzeusze, byle tylko zaprzeczyć P. Jezusowi. Tak samo powiedział P. Jezus onemu młodzieńcowi bogatemu: «Jeżeli chcesz wnijść do żywota, chowaj przykazania». P. Jezus niewiele przywiązuje wagi do śmierci doczesnej, która na każdego, czy chce czy nie chce, wcześniej czy później przyjść musi; więc po cóż wiele radzić o tem, czego uniknąć nie podobna. Ale za to tem większy nacisk kładzie On na «śmierć i żywot wieczny». I słusznie! Bo ostatecznie życie doczesne dla nielicznych jest rozkoszą, a choćby nie było, to i cóż z tego, kiedy nie masz nic trwałego na ziemi. Dla większej zaś części ludzi życie bywa jednem tylko prawie nieprzerwanem pasmem boleści i dolegliwości, którym dopiero śmierć pożądany kładzie koniec. W życiu zaś wiecznem czeka nas szczęście, jakiego i wymarzyć sobie trudno, nieprzebrane, wciąż nowe i pełne uroku i które nigdy się nie sprzykrzy, a trwa bez końca, na wieki. A śmierć wieczna, ta wciąż zabija, lecz nigdy nie dobije, ustawicznie męczy, nigdy nie zamęczy, jest to wieczne konanie bez skonania i bez najmniejszej folgi i wytchnienia. Śmierć wieczna czyli piekło, to jest, jak mówi Doktor anielski, zebranie wszego złego bez najmniejszego dobra; położenie, w całem tego słowa znaczeniu, prawdziwie bez wyjścia. Dlatego dobrze mówi Tomasz a Kempis: «Jednać tylko rzecz jest nad wszystko i przede wszystkiem koniecznie potrzebna: służyć Bogu i zbawić duszę swoją». Pomyślże o tem zwłaszcza teraz, kiedy masz odbyć spowiedź wielkanocną, – bo wiedzieć masz, że kto umie dobrze się spowiadać, ten umie dobrze zbawić duszę swoją.

(5) Mówi P. Jezus, że Abraham z radością żądał, żeby oglądał dzień Jego. Jeżeli rozróżniamy czasy przed przyjściem P. Jezusa, dalej czas Jego przebywania na ziemi, i wreszcie czas po Jego chwalebnem Wniebowstąpieniu, to spostrzeżemy, że w onych pierwszych czasach, kiedy to, jak za dni Samuelowych «słowo Pańskie było drogie» i mało komu znane, to ci, co je znali, tem więcej je cenili i tęsknili za spełnieniem obietnicy, uczynionej pierwszym naszym rodzicom, ponowionej Abrahamowi i Dawidowi, a wciąż na nowo przypomnianej przez proroków i przez figury starego Zakony. Wtenczas pomiędzy sprawiedliwymi rozbrzmiewała modlitwa, którą i teraz jeszcze słyszymy w adwencie: «Rorate coeli – Rosę spuśćcie nam niebiosa; niech otworzy się ziemia i wyda Zbawiciela.» Za czasów znów błogosławionych, kiedy sam Boski Mistrz nasz po całej Ziemi żydowskiej wszystkiemu narodowi głosił słowo swoje i zaledwie garstka Apostołów, uczniów i około pięciuset wybranych przyjęło z radością i wdzięcznością dobrą nowinę. Po Wniebowstąpieniu Pańskiem i Zesłaniu Ducha Świętego słowo Boże zrazu wiele i to wyśmienitych przyniosło owoców; każdy prawie chrześcijanin, to święty; wielkich świętych męczenników, wyznawców, pustelników, panien i wdów, niepodobna prawie policzyć. W miarę jednak, jak się szerzyło słowo Boże, ludzie poczynali sobie je mniej ważyć, przykrzyć sobie starą, a więc, jakim się zdawało, oklepaną już prawdę i tęsknili za nowinkami, a powymyślali sobie różne herezje z wielką ujmą Chwały Bożej i ze szkodą swych dusz. A za naszych czasów, kiedy nie ma już prawie kraju, w którym by nie głoszono Ewangelji, słowo Boże spospoliciało niejako i w oczach ludzkich staniało, tak że ogół mało nawet o nie dba. Czyż tak być powinno?

«Źródło: ks. H. Jackowski SI, Ewangelje niedzielne i świąteczne z objaśnieniami»

☩ A. M. D. G. ☩

v5.11.2